Na olej tamanu trafiłam zupełnie przypadkiem, przeglądając
półkę z kosmetykami Paese w drogerii. Opis zamieszczony na kartoniku,
obiecujący „skórę bez skazy” sprawił, że nie mogłam przejść obok niego
obojętnie i nie przetestować J
Oto co pisze o nim producent: Olej o właściwościach
gojących, antybakteryjnych, antyoksydacyjnych oraz regenerujących skórę. Olej
powstał w wyniku tłoczenia na zimno pestek z owoców drzewa tamanu pochodzącego
z ekologicznych upraw tropikalnych rejonów południowej Azji, Afryki oraz wysp
Pacyfiku. Jest bogatym źródłem nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT). Pomimo
gęstej, tłuszczowej formy, wchłania się dobrze w skórę, dając poczucie
nawilżenia, uelastycznienia i odżywienia. Olej posiada naturalny korzenny
intensywny zapach. Przeznaczony do pielęgnacji skóry tłustej, trądzikowej,
mieszanej, dojrzałej, zniszczonej, z problemami skórnymi.
Olej ma bardzo gęstą konsystencję, która pod wpływem niskiej
temperatury zmienia formę na praktycznie stałą, dlatego nie można trzymać go w
lodówce bo zupełnie uniemożliwiłoby to jego użycie. Kolor jest bardzo
intensywny, ciemno zielony a zapach? No cóż… do najprzyjemniejszych nie należy,
jest bardzo charakterystyczny i intensywny, według mnie taki trochę orzechowo błotny ;). I niestety utrzymuje się on na skórze dość długo, ale dla mnie nie
jest jakoś szczególnie drażniący i myślę, że można do niego przywyknąć a nawet
go polubić. Buteleczka oleju (malutka, zaledwie 15 ml.) zaopatrzona została w
bardzo wygodną pipetkę, dzięki której aplikacja jest bardzo wygodna. Olej mimo
bardzo małej pojemności jest wydajny,
stosując codziennie, dwa razy dziennie przez 3 tygodnie nie zużyłam nawet połowy
buteleczki. Na posmarowanie całej twarzy potrzebuje 4 krople oleju (po jednej
na policzki, podbródek i czoło), na dzień staram się nawet jeszcze bardziej
zminimalizować ilość olejku, bo na niego nakładam jeszcze krem z filtrem i nie
chce się nadmiernie błyszczeć. Olej wchłania się dobrze i można go spokojnie
używać pod makijaż. Trzeba uważać, żeby olejek nie dostał się do oczu bo strasznie
szczypie.
A teraz trochę o działaniu. Olej tak jak już wspomniałam
stosuję codziennie od trzech tygodni (rano i wieczorem). Moja cera ma się
dobrze, powiedziałabym nawet, że jak na mnie bardzo dobrze. Olej mimo swojej
gęstej konsystencji nie zapycha. Efekty działania oleju zaczęłam zauważać po
około dwóch tygodniach jego stosowania. Moja cera zaczyna się wyraźnie
wygładzać, jest dobrze nawilżona (nawet mimo okazyjnego stosowania atre dermu),
nowe niedoskonałości przestały się pojawiać a stare wyraźnie znikają. Poprawa
jest na tyle widoczna, że przestałam używać na co dzień podkładu (tylko
korektor pod oczy i na drobne zaczerwienienia i puder sypki). Czyżby olej
tamanu faktycznie mógł mi zapewnić skórę bez skazy? Efekty, które widzę
sprawiają, że coraz bardziej w to wierzę. Mam nadzieję, że z czasem w końcu
uzyskam wymarzony efekt.
Ze wszystkich sposobów na walkę z niedoskonałościami skóry
olej tamanu jest na pewno najbardziej naturalny i najmniej inwazyjny, dlatego
polecam, sprawdźcie same, nic bardzo złego nie powinien zrobić (chociaż myślę, że niektórych
może zapychać) a może pomóc.