Róż do pliczków jest nieodzownym elementem mojego
codziennego makijażu, dlatego dzisiaj mam dla Was recenzję tych, które obecnie
znajdują się na mojej półce.
Róż Bourjois jest moim zdecydowanym faworytem, dla mnie jest
wprost doskonały i nie widzę żadnych wad tego kosmetyku. Dlatego tym razem będą
tylko plusy J :
- ogromny wybór kolorów. Odcieni tego różu jest tak dużo, że trudno jest się zdecydować na jeden konkretny, tym bardziej, że
wszystkie są naprawdę piękne. Ja
mam trzy odcienie: 34 rose d’or, 16 rose coup de foudre, 95 rose de jaspe. Odcień
nr 34 idealnie nadaje się dla blondynek o jasnej karnacji, ja używam go w zimie
kiedy po letniej opaleniźnie nie pozostaje ani śladu i nawet niektóre najjaśniejsze
odcienie podkładów są dla mnie za ciemne ;). Natomiast kolory 16 i 95 są raczej
uniwersalne i pasują do praktycznie każdego typu urody i odcienia skóry. Róże
są dość mocno napigmentowane i wystarczy odrobina aby uzyskać ładny, delikatny
efekt, nakładając więcej różu kolor staje się bardziej intensywny. Wszystkie
odcienie, które posiadam posiadają malutkie złote drobinki, które ładnie
rozświetlają cerę,
- róże bardzo ładnie się rozprowadzają, nie robią plam i
dołączony do nich pędzelek całkiem dobrze spełnia swoje zadanie i śmiało można
nim nakładać róż,
- bardzo trwały, pozostaje na twarzy cały dzień,
- mega wydajny. Odcień 34 mam już od ponad roku i przez kilka
miesięcy malowałam się nim codziennie a ubyło go naprawdę niewiele. Nie wiem
czy możliwe jest całkowite opróżnienie pudełeczka ;)
- ładny delikatny zapach. Co prawda nie lubię perfumowanych
kosmetyków do makijażu, ale zapach różu nie jest drażniący i całkiem przyjemny,
- śliczne pudełeczko, malutkie, zgrabne z dołączonym
pędzelkiem i lusterkiem. Pudełeczko jest bardzo poręczne i fajnie nadaje się do
noszenia w torebce.
od lewej: 34, 16, 95 |
Teraz kilka produktów firmy Loreal. Na początek róże True
Match. Posiadam dwa odcienie: barely blushing i innocent flush, pierwszy
przeznaczony jest dla osób o ciepłej karnacji, drugi jest neutralny. Róże są
bardzo przeciętne, niby wszystko z nimi w porządku ale jakoś nie zachwycają.
Jaśniejszy z kolorów jest niemal niewidoczny na skórze, niezależnie od tego ile
warstw się nałoży. Róż ma bardzo delikatne błyszczące drobinki dlatego może
lepiej sprawdził by się jako rozświetlacz niż jako róż. Drugiego koloru używam
raczej jako bronzera pod kości policzkowe niż jako różu. Mimo, że w opakowaniu
wygląda na dość ciemny w rzeczywistości kolor jest mało intensywny. Pigmentacja
obu róży jest słaba i żeby uzyskać jakikolwiek efekt trzeba nałożyć
kilka warstw. Na pewno już więcej nie kupię różu z loreala, można znaleźć dużo
lepsze za niższą cenę.
Robiąc zakupy kosmetyczne na allegro skusiłam się na zakup
próbek różów Loreal Studio Secrets proffesional. Mam kolor 04 rose i 02
abricot.
Plusy:
- róże mają bardzo fajną, lekką, kremową konsystencję.
Nakładają się całkiem dobrze, nie robią plam i łatwo się je rozsmarowują,
- są bardzo wydajne. Nie wyobrażam sobie ile trwało by
zużycie pełnowymiarowych produktów, nie wiem czy mnie uda się zużyć 10-cio
mililitrowe testery,
- trwałe. Spokojnie wytrzymają na twarzy kilka godzin.
Minusy:
- według mnie trzeba mieć naprawdę doskonałą cerę żeby
pokusić się o nałożenie różu w kremie, mojej cerze daleko do doskonałości
dlatego nie używam różu na sobie,
- nie wiem czy kiedykolwiek na kimkolwiek użyje koloru 02
Abricot. Jest to bardzo ciepły i wyraźnie brzoskwiniowy kolor, sprawdził by się
jedynie na kimś o wyraźnie ciepłym typie urody, jasnej, brzoskwiniowej,
nieskazitelnej cerze a takich osób nie widuje się wiele.
Kolejnym produktem jest dla odmiany bronzer: Loreal Glam
Bronze Wild Instinct nr 302 medium. Jakież było moje rozczarowanie jak
otrzymałam paczkę z bronzerem i przetestowałam go na dłoni. Co mnie uderzyło to
mnóstwo wielkich, tandetnie błyszczących drobinek tworzących efekt posypania
brokatem! Wściekła na nietrafiony zakup schowałam bronzer głęboko do półki byle
tylko nie mieć go przed oczami ;). Po jakiś czasie postanowiłam dać mu drugą
szansę i czasem nakładałam malutką odrobinkę pod kości policzkowe i okazało
się, że drobinki, które tak mnie na początku przeraziły zniknęły... wstrętny,
błyszczący brokat był tylko cieniutkim wzorkiem wymalowanym na wierzchu bronzera
i po jego starciu drobinki zniknęły a sam bronzer okazał się raczej matowy. I teraz mogę powiedzieć, że jest to dobry bronzer, który zadowalająco spełnia swoje zadanie. Kolor, który posiadam będzie odpowiedni raczej dla brunetek, ale latem mogą go też z powodzeniem używać opalone blondynki. Bronzer jest mocno napigmentowany i trzeba uważać, żeby nie przesadzić z ilością. Pudełeczko zawiera lusterko i pędzelek.
od lewej: Glam Bronze, True Match barely blushing, True Match innocent flush, Studio Secrets 04, Studio Secret 02. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz