piątek, 29 listopada 2013

Rimmel Apocalips - recenzja

Obok lakierów do ust Apocalips przechodziłam już wiele razy i za każdym razem moje spojrzenie przyciągały ich przepiękne kolory. Przed zakupem powstrzymywały mnie tylko bardzo złe recenzje tego kosmetyku. Ale kiedy tylko trafiła się promocja w rossmanie na wszystkie kosmetyki do makijażu, od razu pobiegłam po Apocalips z myślą, że jeśli okaże się rozczarowaniem to i tak nie stracę dużo. Zdecydowałam się na bardzo wyrazisty różowo pomarańczowy odcień – 501 Stellar.

apocalips rimmel, apocalips stellar, apocalips opinie, apocalips recenzja


Po przetestowaniu błyszczyka (nazwanie go lakierem do ust było podejrzewam jedynie chwytem reklamowym) zupełnie nie rozumiem skąd te wszystkie negatywne opinie. Ja go wręcz pokochałam i najchętniej kupiłabym wszystkie kolory.

A teraz trochę bardziej szczegółowo. Aplikacja jest bardzo wygodna. Błyszczyk ma standardowy jak dla błyszczyka pędzelek, jedyne co go wyróżnia to lekkie zagłębienie na środku, w którym gromadzi się błyszczyk. Podejrzewam, że chodziło z tym o to, żeby nie trzeba było wkładać pędzelka kilkakrotnie do buteleczki tylko od razu wyciągnąć odpowiednią ilość kosmetyku wystarczającą na jedną aplikację. Patent sprawdza się, faktycznie ilość błyszczyka na pędzelku zupełnie wystarcza na pomalowanie całych ust, ale i tak uważam ten wynalazek za zbędny. Błyszczyk nie zostawia smug, nakłada się równomiernie i ładnie pokrywa kolorem całe usta.

Trwałość. Jeśli nie jemy i nie pijemy to błyszczyk spokojnie utrzyma się na ustach kilka godzin. Co prawda po pewnym czasie znika efekt błyszczyka tzn. zanika lekki połysk, usta robią się bardziej matowe ale wciąż mocno pokryte kolorem (efekt jak po pomalowaniu ust szminką). Pigment na ustach utrzymuje się naprawdę długo. Uważam, że jak na błyszczyk, trwałość jest bardzo dobra.

Zapach. Błyszczyk r ma taki lekki szminkowy zapach (z tych raczej nieprzyjemnych) ale zapach jest na tyle słaby, że mnie osobiście nie przeszkadza a jestem przewrażliwiona jeśli chodzi o zapachy mazideł do ust.


Ogólnie nie przepadam za błyszczykami, zdecydowanie wolę szminki, ale myślę, że Apocalips rimmela ze względu na ilość zawartego w nim pigmentu jest fajną alternatywą dla szminki. Ja na pewno przetestuję kiedyś jeszcze  inne kolory, może dla odmiany jakieś bardziej stonowane.

Tak kolor prezentuje się na ustach:

apocalips rimmel, apocalips stellar, apocalips opinie, apocalips recenzja

poniedziałek, 25 listopada 2013

Moja obecna pielęgnacja włosów

Jesień i zima to najgorszy czas dla naszych włosów – nie dość, że są osłabione to jeszcze plączą się od szalików i kołnierzy płaszczy czy kurtek, przez co przy rozczesywaniu wypada ich coraz więcej.

WCIERKI. Ja podczas jesienno zimowej pielęgnacji swoich włosów nastawiam się przede wszystkim na ich wzmocnienie, dlatego podstawą jest dla mnie regularne wcieranie różnych specyfików w skórę głowy. Poprzez różne specyfiki mam na myśli wyciąg z kozieradki (o którym wkrótce napiszę więcej) i od czasu do czasu Jantar. Kozieradkę wcieram dopiero trzeci tydzień i na razie trudno zauważyć jakiekolwiek efekty ale w tym przypadku chyba trzeba bardziej długotrwałego stosowania, żeby coś zaobserwować. Niestety wyciąg z kozieradki ma to do siebie, że nie pachnie zbyt pięknie. Pachnie jedzeniem, a dokładniej kurczakiem curry… Dlatego odradzam stosowanie go w ciągu dnia. Ja staram się wcierać kozieradkę codziennie wieczorem i do rana zapach już się ulatnia, ale kiedy myję głowę wieczorem i nie chcę żeby świeże włosy nasiąknęły mi tym specyficznym zapachem, wtedy jednorazowo zastępuję kozieradkę Jantarem.

jantar opinie, kozieradka na włosy, kozieradka na wypadanie włosów


Odżywkę do włosów Jantar stosuję już od kilku miesięcy z przerwami, moje włosy zareagowały na nią bardzo dobrze, pojawiło się bardzo dużo baby hair a włosy przestały się nadmiernie przetłuszczać. Nie chcę jednak przyzwyczaić swoich włosów zbytnio do Jantara w obawie, że kiedyś przestanie na mnie działać. Dlatego wytrwale wcieram kozieradkę i staram się sięgać po jantara jak najrzadziej, żeby wrócić do niego po kozieradkowej kuracji.

OLEJE. Jak już pisałam ostatnio, obecnie używam do włosów oleju z nasion dzikiej róży, który rewelacyjnie nawilża i wygładza włosy. Zauważyłam, że regularne olejowanie włosów sprawiło, że moje włosy w sezonie czapkowo-szalikowym w ogóle się nie elektryzują (a było to moją zmorą każdej zimy). Ostatnio po wielu eksperymentach odkryłam tez idealną dla swoich włosów mieszankę olejów: lniany, arganowy i olej z wiesiołka. Wszystkie oleje mieszam ze sobą w równych proporcjach (po łyżeczce każdego) i wcieram w suche lub wilgotne włosy na całą noc. Taka mieszanka nadaje moim włosom blasku i wygładzenia.

MYCIE. Póki co jestem wierna szamponowi dla dzieci Babydream, ma on delikatny skład, dobrze myje i jest niedrogi – czego więcej chcieć od szamponu? Prócz tego raz na tydzień lub trochę rzadziej robię sobie oczyszczającą mieszankę do włosów i skóry głowy – mieszam łyżeczkę glinki ghassoul z szamponem babydream i dokładnie wcieram ją w skórę głowy i na długość włosów.

ODŻYWKI. Po każdym myciu nakładam na włosy odżywkę obecnie Alterra granat i aloes , nie trzymam jej na włosach długo bo po prostu mi się nie chce ;). Oprócz tego przed rozczesaniem spryskuję włosy żółtą odżywką Gliss KurOil Nutritive, bez tego chyba nie udało by mi się ich rozczesać.

oleje na włosy, oleje do włosów blond, olej z wiesiołka, olej z nasion dzikiej róży, olej arganowy na włosy


A tak wyglądają moje włosy:



Na zdjęciu wyszły trochę matowo, ale na żywo ładnie się błyszczą J. Poza tym mają straszny odrost, włosy farbowałam ostatnio grubo ponad rok temu , dokładnie już nie pamiętam kiedy, włosy na długości są też mocno rozjaśnione od słońca i ogólnie nie wygląda to tak jak bym chciała, ale nie chce już ich farbować. Kusi mnie trochę, żeby rozjaśnić końcówki rozjaśniaczem w spreju ale boję się, że strasznie je to wysuszy, wiec na razie się wstrzymuję. Włosy zazwyczaj mam związane w kucyk albo w kok i wtedy odrost nie rzuca się aż tak w oczy.

niedziela, 24 listopada 2013

Maybelline Baby Lips Pink Punch - recenzja

Jako, że jestem wielką wielbicielką wszelkich balsamów do ust nie mogłam oprzeć się pokusie kupienia tak już osławionego Baby Lips. Balsamy te od niedawna dostępne są w Polsce i chyba wiele dziewczyn ma ochotę je przetestować, bo jak byłam w rossmanie, na półce pozostały zaledwie trzy sztuki. Dlatego też nie miałam wielkiego wyboru jeśli chodzi o zapach i kolor (tylko peppermint i pink punch), a że bardzo lubię kolor różowy, bez zastanowienia sięgnęłam po pink punch.

baby lips pink punch, baby lips recenzja, baby lips opinie


Po pierwszym wymazianiu nim ust byłam trochę rozczarowana – nie sądziłam, że balsam będzie nadawał ustom kolor. Później jednak uznałam to za jego zaletę a nie wadę, bo kolor nawet mi się spodobał – jest to bardzo delikatny, lekko cukierkowy róż. Jeśli chodzi o zapach, to kojarzy mi się z dzieciństwem i gumą „kulką” ;) – bardzo słodki, taki pudrowy.

baby lips pink punch, baby lips recenzja, baby lips opinie


Opakowanie jest bardzo kolorowe, niektórym może wydawać się tandetne, ale mnie się podoba. Poza tym jest bardzo wytrzymałe, zamarłam kiedy pierwszego dnia upadło mi na ziemię i byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, że nic nie popękało. Sztyft jest bardzo twardy i myślę, że balsam będzie wydajny.

Teraz trochę o właściwościach pielęgnacyjnych kosmetyku, no a te niestety już tak nie zachwycają. Balsam nawilża usta ale nie jest to mocne nawilżenie. Nie poradzi sobie ze spierzchniętymi, popękanymi ustami, ale pomoże utrzymać w dobrej kondycji wypielęgnowane usta. Konsystencja balsamu nie jest tłusta i właściwie nie czuć go na ustach, a co najważniejsze - nie lepi się.

baby lips pink punch, baby lips recenzja, baby lips opinie


Nie wiem czy kupię go ponownie. Trochę kusi mnie przetestowanie innych wariantów kolorystycznych a w szczególności cherry me. Baby Lips nie jest drogi, kosztuje 9,90 zł., ale z drugiej strony za taką kwotę możemy już dostać balsam, który działa dużo lepiej, chociażby carmex czy blistex, ale trzeba przyznać, że nie mają one takiego uroku jak Baby Lips ;). 

czwartek, 21 listopada 2013

Olej z nasion dzikiej róży

Olej z nasion  dzikiej róży tłoczony na zimno, otrzymywany jest w 100% z nasion róży piżmowej. Zawiera kwas trans-retinowy, kwas linolowy, kwas alfa-linolenowy, omega-6, omega-3 oraz witaminę A. Stymuluje regenerację tkanek, dlatego wykorzystywany jest na rozstępy, blizny, oparzenia oraz owrzodzenia skóry. Przeznaczony do pielęgnacji skóry dojrzałej oraz suchej.  Chroni przed wolnymi rodnikami, poprawia elastyczność skóry, regeneruje komórki, spowalnia procesy starzenia, zmniejsza powstawanie zmarszczek i redukuje blizny. Skuteczny w przypadku „kurzych łapek”, drobnych linii wokół oczu i ust, jak również w zmniejszaniu defektów spowodowanych działaniem słońca i wpływu środowiska.

Olej z nasion dzikiej róży stosuje się także w leczeniu suchej, łuszczącej, pękającej lub zniszczonej skóry. Wykorzystywany jest przy leczeniu łuszczycy, egzemy, plam pigmentacyjnych i blizn.

Posiada właściwości:

·         regenerujące
·         nawilżające
·         zmniejszające przebarwienia
·         wspomagające syntezę kolagenu
·         anti-aging
·         przeciwzapalne
·         ochronne
·         rozjaśniające
·         uelastyczniające
·         wygładzające zmarszczki
·         wzmacniające elastyczność włosów

olej z dzikiej róży opinie, olej z dzikiej róży na włosy, olej z dzikiej róży właściwości


Olej ma bardzo lejącą konsystencję, ma intensywny żółto pomarańczowy kolor, który mam wrażenie pozostawia na skórze lekko widoczny film. Zapach jest niezbyt intensywny i niestety nie jest to zapach kwiatów dzikiej róży tylko bliżej niezidentyfikowany oleisty zapach.

Na początku planowałam stosować olej na skórę twarzy głównie ze względu na jego właściwości regenerujące i nawilżające. Wciąż od czasu do czasu zdarza mi się stosować atre derm, który bardzo mocno wysusza skórę, dlatego szukałam czegoś typowo nawilżającego. Niestety olej nie spełnił tutaj moich oczekiwań, jego konsystencja jest bardzo lekka, nie jest to olej bardzo tłusty, szybko się wchłania a ja czuję, że moja skóra pod nim jest dalej sucha. Jeśli chodzi o stosowanie oleju na twarz to jednak bardziej odpowiadają mi oleje gęste, pozostawiające na twarzy cienką ochronną warstwę jak np. olej tamanu o którym pisałam TUTAJ.  Mimo to, zacznę go stosować regularnie pod oczy i sprawdzę jego właściwości wygładzające kurze łapki ;). Myślę, że olej z pestek dzikiej róży będzie dobry dla osób z cerą normalną lub lekko przesuszoną. Skórze zmasakrowanej kwasami raczej ulgi nie przyniesie.

Skoro olej nie sprawdził się na mojej skórze postanowiłam sprawdzić jak zareagują na niego moje włosy. I tak po kilkakrotnym zastosowaniu wydaje mi się, że zostanie on moim aktualnym faworytem jeśli chodzi i olejowanie włosów. Włosy po nim są gładkie i błyszczące, wyglądają na zdrowe i odżywione. Nakładam go na suche lub wilgotne włosy na całą noc i efekt jest bardzo fajny, włosy są nawilżone ale nie przetłuszczone, ogólnie rewelacja. Olej można też nałożyć na końcówki świeżo umytych włosów (odrobinę, malutką kropelkę), ładnie wygładzi włosy ale nie przetłuści ich i nie poskleja.


Olej do najtańszych nie należy, kosztuje około 25 zł. za 50 mililitrów, ale uważam, że wart jest przetestowania.

wtorek, 19 listopada 2013

Kuracja ziołowa (skrzyp, pokrzywa i bratek polny) - moje wrażenia

Jakiś czas temu zaczęłam regularnie pić zioła – pokrzywę, skrzyp i bratka polnego w celu wzmocnienia włosów i poprawy kondycji cery. Zioła piłam przez 3 miesiące, na początku trzy razy dziennie, później dwa razy dziennie a w ostatnim tygodniu, sporadycznie - raz dziennie.

zioła na wypadanie włosów, zioła na cerę, zioła na paznokcie


Wydaje mi się, że trzy miesiące regularnego picia ziół powinno dać już jakieś rezultaty, ale ja niestety nie bardzo je widzę. Miałam nadzieję, że zaczynając pić zioła wczesną jesienią uda mi się zapobiec osłabieniu włosów i ich nadmiernemu wypadaniu, które zawsze się u mnie pojawia o tej porze roku. Niestety włosy jak co roku zaczęły wypadać i nie widziałam, żeby zioła w jakimkolwiek stopniu hamowały ten proces a na tym zależało mi najbardziej. Muszę jednak przyznać, że zioła z pewnością przyśpieszyły wzrost włosów, nie mierzyłam ile dokładnie ich przybyło ale urosły tak długie, że aż zaczęły mi przeszkadzać.

Po około miesiącu picia ziół zauważyłam też wyraźne wzmocnienie paznokci, na tym akurat w ogóle mi nie zależało bo paznokcie zawsze miałam mocne.

Jeśli chodzi o cerę, to niestety efektów brak.

Dłuższe przyjmowanie ziół może doprowadzić do niedoboru niektórych witamin i głownie dlatego przestałam je pić. Po pewnym czasie wystąpiło u mnie częste pękanie kącików ust i pojawiły się białe plamki na paznokciach, nie wiem czy słusznie, czy nie ale objawy te przypisałam ziołom. Właściwie można by uzupełnić niedobory jakimś kompleksem witamin ale wydało mi się to trochę bez sensu, bo efekty ziołowej kuracji nie były aż tak spektakularne żeby kontynuować ją z równoczesnym łykaniem pigułek z witaminami. Staram się odżywiać w miarę zdrowo, nie mam żadnych problemów z odpornością, nie pamiętam nawet kiedy ostatnio miałam katar więc uważam, że przyjmowanie witamin jest w moim przypadku zupełnie zbędne.


Nie wykluczam, że po odstawieniu ziół stan moich włosów, cery i paznokci zauważalnie się pogorszy co będzie świadczyło o tym, że jednak działały bardziej niż mi się wydawało ;). Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Od tej pory stosuję zioła tylko i wyłącznie zewnętrznie.

czwartek, 14 listopada 2013

Queen Helene 100% Cocoa Butter - recenzja

Masło Kakaowe w sztyfcie Queen Helene to kosmetyk, który leżał u mnie bardzo długo nieużywany bo nie mogłam znaleźć dla niego żadnego zastosowania. Najbardziej przeszkadzało mi nieporęczne opakowanie, które wygląda jak sztyft pomadki do ust ale to tylko pozory, masło faktycznie jest w sztyfcie ale nie jest on w żaden sposób wysuwany, wyciąga się w całości i z tego powodu używając kosmetyku musimy go trzymać za sztyft, który topi nam się w dłoni. Masło jest bardzo twarde, topi się pod wpływem ciepła, może się też kruszyć. Masło kakaowe ma właściwości mocno nawilżające i natłuszczające, dlatego myślałam, że może dobrze sprawdzić się na suchej skórze twarzy albo ust, niestety zapach kakao jest strasznie intensywny, dla mnie nie do zniesienia. Tak więc po pierwszym teście, masło wylądowało na długo w szufladzie. Później pomyślałam sobie, że można by nim smarować stopy i tutaj bardzo fajnie się sprawdziło. Masło dobrze nawilżało i wygładzało suchą skórę pięt i stopy wyglądały zauważalnie ładniej. I tak testując wciąż na nowe sposoby masło kakaowe w sztyfcie bardzo je polubiłam. Teraz często smaruję nim dekolt, ramiona i suchą skórę na łydkach, masło nawilża skórę dużo lepiej niż wszystkie oleje, które do tej pory stosowałam i nie jest przy tym bardzo tłuste. Szybko się też wchłania, dlatego można stosować je nawet w ciągu dnia. Opakowanie jest małe i można je nosić ze sobą w torebce. Na początku mojej przygody z masłem kakaowym myślałam, że nigdy go nie zużyje a teraz sztyft mi się już kończy a ja zastanawiam się jak będę dalej bez niego żyć ;). Gdyby tylko opakowanie było bardziej przemyślane… Dodam jeszcze, że masełko mimo małej gramatury (28 gramów) jest bardzo wydajne i nie kosztuje dużo bo około 9 zł.

queen Helene cocoa butter, queen helene sztyft masło kakaowe

queen Helene cocoa butter, queen helene sztyft masło kakaowe


poniedziałek, 11 listopada 2013

Trendy na jesień/zimę 2013

Dzisiaj dla odmiany będzie post modowy o trendach na jesień/zimę 2013. Post może i trochę spóźniony bo jesień już w pełni a zima zbliża się coraz większymi krokami, ale lepiej późno niż wcale ;).

Jednym z największych hitów tego sezonu jest krata. Nieważne czy duża, drobna, kolorowa czy stonowana, w wydaniu eleganckim cy na luzie, w tym sezonie nosimy kratę w każdej wersji.


Ubrania inspirowane new look'iem stworzonym przez Diora w latach pięćdziesiątych to ukłon w stronę eleganckiej kobiecości. Spódnice z podwyższoną talią sięgające za kolano, czy rozkloszowane eleganckie płaszcze, to kreacje, których z pewnością nie powstydziłyby się nawet blondynki z filmów Hitchcocka.


Dla tych, którym klasyczna elegancja wydaje się zbyt poważna projektanci proponują ostry rockowy wizerunek. Ćwieki, kolce, łańcuchy, skóra, ramoneski, motocyklowe buty, zamki, sprzączki i dużo czerni - w tym sezonie możesz naprawdę zaszaleć z dodatkami.


W trendach na jesień/zimę 2013 nie mogło zabraknąć modnych już od kilku sezonów ubrań oversize. W tym sezonie stawiamy na duże, luźne płaszcze, wyglądające jak pożyczone od chłopaka albo te, w których chodziły chodziły nasze mamy dwadzieścia lat temu. 


Okrycia wierzchnie w soczystych, cukierkowych kolorach to zdecydowanie mój ulubiony trend tego sezonu. Odważmy się powiedzieć "nie" wszechobecnej szarości i załóżmy landrynkowy płaszcz, który rozjaśni nawet najbardziej pochmurny dzień.


W tym sezonie na nasze ulice powracają futra. Nosimy nie tylko te w odcieniach czerni, bieli, brązu i w zwierzęce wzory, ale też te bardzo kolorowe i pierzaste. Musimy tylko uważać, żeby nie upodobnić się do Wielkiego Ptaka z Ulicy Sezamkowej ;).



czwartek, 7 listopada 2013

Henna Khadi orzechowy brąz - recenzja

Od jakiegoś czasu miałam w planach farbowanie mamie włosów ale albo zapominałam, albo nie miałam czasu i farbowanie się przekładało i bardzo dobrze się złożyło, bo jak zobaczyłam w jakim stanie są włosy mojej mamy, wiedziałam już, że farbowanie nie wchodzi w grę. Włosy mimo, że gęste były osłabione i bardzo mocno wypadały. Oczywiście zaproponowałam jej kilka swoich sprawdzonych sposobów na wzmocnienie włosów m.in. codzienne wcieranie odżywki jantar, ale jeśli chodzi o pielęgnacje włosów, moja mama jest bardzo leniwa i nawet poświęcenie dziennie 3 minut na wtarcie odżywki to dla niej za dużo. A włosy pilnie potrzebowały odświeżenia koloru, odrosty były już wyraźnie widoczne a siwych włosów przybywało. Dlatego postanowiłam poszukać alternatywy dla farby do włosów i tak znalazłam hennę Khadi.

Henna Khadi to farba ziołowa, sporządzona w 100% z naturalnych składników. Nie niszczy i nie osłabia włosów, a wręcz przeciwnie – wzmacnia je, odżywia i wyraźnie pogrubia.

Zanim zdecydowałam się na zakup,  poczytałam na różnych blogach i forach opinie i poprzeglądałam zdjęcia jakie dziewczyny wystawiały po farbowaniu. U niektórych efekt był bardzo widoczny a u innych prawie go nie było. Jednak żadna z nich nie narzekała na kondycję włosów po farbowaniu, wszystkie były zgodne co do pogrubiających włosy właściwości henny. Po dokształceniu się w tematyce henn do włosów, zamówiłam farbę Khadi. Zdecydowałam się na orzechowy brąz (naturalny kolor mamy to ciemny zimny brąz), nie chciałam, żeby kolor wyszedł za mocny i chciałam uniknąć czerwonych refleksów. Najbardziej obawiałam się tego, że farba nie pokryje siwych włosów. Sam producent radzi w celu pokrycia siwych włosów dwustopniowe farbowanie - najpierw za pomocą henny naturalnej Khadi (farbuje włosy na czerwono) a następnie wybranego odcienia brązu. Nie wiedziałam, czy efekt zafarbowanych henną włosów spełni moje (czy też raczej mojej mamy) oczekiwania, dlatego nie chciałam już na samym początku tracić pieniędzy na dwie henny (naturalną i brązową). Stwierdziłam, że zafarbuję włosy na orzechowy brąz i jeśli efekt będzie fajny, ale siwe włosy nie zostaną pokryte, to następnym razem dokupię jeszcze hennę naturalną i zrobię farbowanie dwustopniowe.

Do farbowania potrzebujemy: szklaną miseczkę, drewnianą łyżkę, wodę, grzebień do farbowania włosów, ręcznik do ochrony ubrania przed pobrudzeniem farbą, czepek foliowy albo woreczek, ręcznik lub czapkę, którą założymy na pokryte henną i foliowym czepkiem włosy (w celu ich ogrzania).

henna khadi orzechowy brąz zdjęcia, farbowanie włosów henną, henna do włosów opinie


Przygotowanie: hennę wsypujemy do szklanej miseczki (ja wsypałam połowę opakowania - ok. 50 gramów) uważając przy tym żeby nie wdychać proszku i zalewamy wodą o temperaturze ok. 50 stopni (taką temperaturę ma woda, która jest gorąca ale już nie parzy) i dokładnie mieszamy, tak żeby pozbyć się grudek. Henna powinna mieć konsystencję gęstej śmietany, tak żeby nie spływała z włosów ale też żeby można ją było dobrze rozprowadzić na całych włosach. Niektóre kolory henny można zalać czarą herbatą albo kawą i zostawić przygotowaną mieszankę na 12 godzin przed nałożeniem na włosy, można też dodać trochę soku z cytryny i trochę czerwonej papryki. Kolor, który ja kupiłam jest chyba najprostszy w przygotowaniu i nie wymaga, żadnych specjalnych dodatków. Taką dobrze rozmieszaną hennę nakładamy na umyte, wilgotne włosy (włosy musza być umyte szamponem bez silikonów, ja dzień przed farbowaniem zrobiłam mamie oczyszczającą mieszankę z szamponu babydream i glinki ghassoul żeby oczyścić włosy z nawarstwionego silikonu) na 30 minut do dwóch godzin. Ja kazałam mamie trzymać ją na włosach dwie godziny dla uzyskania wyraźniejszego koloru, ale teraz myślę, że spokojnie można ją trzymać dłużej, nawet ze 4 godziny. Henna w miarę stygnięcia gęstnieje, dlatego po nałożeniu na połowę włosów musiałam dolać do miseczki trochę wody. Miałam moment, w którym myślałam że zrobiłam za mało mieszanki i będę musiała dorobić, ale na szczęście jakoś udało mi się ją rozprowadzić na całych włosach. Po nałożeniu henny założyłam na głowę foliowy czepek (dołączony do farby) a na niego starą, polarową czapkę i podgrzałam trochę głowę suszarką. Po dwóch godzinach dokładnie spłukałam włosy  i z niecierpliwością czekałam aż wyschną (nie można suszyć suszarką). Włosy po farbowaniu muszą odczekać  do najbliższego mycia co najmniej 24 godziny, najlepiej 48.

henna khadi orzechowy brąz zdjęcia, farbowanie włosów henną, henna do włosów opinie



A teraz o efektach. Zaraz po farbowaniu, sam kolor włosów nie zmienił się bardzo, ale koloryt wyrównał się, kolor stał się bardziej głęboki a włosy były naprawdę pełne blasku. A co najważniejsze po siwych włosach nie pozostało ani śladu. Włosy wyglądają bardzo zdrowo i naturalnie.   

Włosy przed farbowaniem:

henna khadi orzechowy brąz zdjęcia, farbowanie włosów henną, henna do włosów opinie

Włosy zaraz po farbowaniu:

henna khadi orzechowy brąz zdjęcia, farbowanie włosów henną, henna do włosów opinie

Włosy następnego dnia rano:

henna khadi orzechowy brąz zdjęcia, farbowanie włosów henną, henna do włosów opinie

Włosy umyte po 48 godzinach od farbowania:

henna khadi orzechowy brąz zdjęcia, farbowanie włosów henną, henna do włosów opinie

Jak widać kolor po myciu trochę złagodniał a spodziewała się raczej przyciemnienia. Mimo to włosy wyglądają naturalnie, zdrowo i ładnie się układają. Jestem bardzo zadowolona z efektu i myślę, że pozostanę na jakiś czas przy hennie, bo po co niszczyć włosy chemiczną farbą, skoro można ją zastąpić dużo zdrowszą henną. Niestety na hennę mogą sobie pozwolić tylko te osoby, które farbują włosy na ciemne kolory. Szkoda, bo sama chętnie odświeżyłabym swój blond. Niby jest henna bezbarwna, która nie nadaje włosom koloru, tylko pogrubia je i wzmacnia (działa bardziej jak odżywka do włosów), ale w instrukcji zawarte jest ostrzeżenie, że może nadać cienkim, blond włosom zielonego odcienia, a tego chyba nikt by nie chciał...

Hennę mogę z czystym sumieniem polecić wszystkim brązowo, rudo i czarnowłosym kobietom, jest to naprawdę świetna alternatywa dla tradycyjnego farbowania. Henna nie niszczy włosów, dlatego jest też dobrą opcją dla osób, które nigdy ich nie farbowały z obawy przed zniszczeniem i osłabieniem. 

Nie wiem jeszcze jak jest z trwałością henny i jak często należało by powtarzać farbowanie. Ale będę obserwować włosy mamy i jak już wyrobię sobie zdanie na ten temat, na pewno o nim napisze.

niedziela, 3 listopada 2013

Glinka Ghassoul - recenzja

Glinka Ghassoul to moja pierwsza glinka w proszku, do tej pory, od czasu do czasu stosowałam tylko gotowe maseczki z glinką. Glinkę kupiłam przy okazji zakupu czarnego mydła savon noir. Trochę skusił mnie opis marokańskiego rytuału Hammam, który wygląda mniej więcej tak: zwilżamy skórę, myjemy ją czarnym mydłem, które pozostawiamy na skórze około 5 minut, następnie nakładamy glinkę na kolejnych kilkanaście minut, spłukujemy i smarujemy się olejem arganowym. Olej miałam, mydło i tak planowałam kupić więc dodałam do koszyka i glinkę, planując przygotowanie małego domowego spa dla swojej skóry ;). Kiedy przyszły moje zakupy przystąpiłam do działania. Wszystko by było fajnie gdyby nie to, że cały proces jest straszliwie czasochłonny, najpierw mydło i czekanie, później glinka i znów czekanie a ja nie lubię siedzieć bezczynnie, tym bardziej, że jak już siedzę pod tym prysznicem, oblepiona glinką to jest mi po prostu zimno, nalanie wody do wanny też nie rozwiązuje problemu bo przecież nie mogę w niej siedzieć skoro schnie na mnie glinka… Mimo wszelkich komplikacji zrobiłam sobie kilka razy takie spa i tak sobie myślę, że glinka jest w nim raczej zbędna. Codziennie myje skórę ciała i twarzy czarnym mydłem, o którym pisałam tutaj i codziennie też smaruję się olejem (niekoniecznie arganowym, bo należy on raczej do tych droższych i smarowanie nim codziennie całego ciała wychodziło by trochę drogo, zamiast niego używam zazwyczaj oleju konopnego albo migdałowego) i taka pielęgnacja naprawdę służy mojej skórze.

glinka ghassoul opinie, glinka ghassoul blog, glinka ghassoul do mycia włosów


Glinka teoretycznie powinna: nawilżać, redukować łuszczenie skóry, pomagać w walce z trądzikiem, oczyszczać, poprawiać wygląd skóry i ją rozjaśniać, zwiększać elastyczność, wzmacniać strukturę skóry, oczyszczać pory i usuwać martwy naskórek. A co robi tak naprawdę? Na pewno oczyszcza skórę i pory, które po jej użyciu są zauważalnie zwężone. Na pewno nie nawilża, wręcz bym powiedziała, że dość mocno wysusza, innych właściwości nie zauważyłam. I tak jak pisałam wyżej uważam, że stosowanie jej na skórę całego ciała jest zbędne, przecież rozszerzone i zanieczyszczone pory skóry to problem, który dotyczy raczej skóry twarzy, więc oczyszczanie glinką całego ciała nie jest konieczne, tym bardziej, że skóra po niej jest trochę przesuszona. Dlatego glinkę mogę polecić jako maseczkę oczyszczającą na twarz, bo w tej roli sprawdza się całkiem dobrze.

Z glinką przeprowadziłam jeszcze jeden eksperyment, o którym przeczytałam na jakimś forum tzn. spróbowałam umyć nią włosy. Efekt jak można było się spodziewać nie był najlepszy. Mimo nałożenia na włosy po myciu odżywki i jeszcze odżywki bez spłukiwania włosy były strasznie suche, całkowicie matowe i bardzo splątane, jednym słowem wyglądały naprawdę okropnie. Jedyny plus był taki, że włosy widocznie zyskały na objętości, ale co z tego skoro i tak musiałam je związać bo wyglądały jak siano... Eksperyment okazał się niestety nieudany ale może na innych włosach glinka w roli szamponu sprawdziła by się lepiej.

Skład glinki ghassoul to głównie krzemionka i magnez, oprócz tego aluminium, soda potas i tytan.


Teraz dla porównania testuję czarną glinkę z morza martwego i na pewno w krótce podzielę się moimi obserwacjami na jej temat.